Kupując sanki dla mojego chrześniaka, nie mogłam pominąć mojej córki – ją też wyposażyłam w odpowiedni sprzęt. Alicja ma 8 lat i jej zdaniem sanki drewniane są „dzieciuchowe”, więc ze sklepu wyszliśmy z plastikowym ślizgaczem.
Będąc w sklepie Mrówka, gdzie wybieraliśmy sanki dla 4-letniego Emila (czym kierować się podczas zakupu sanek, możecie przeczytać w artykule „Jakie sanki dla małego dziecka”), przy okazji zaopatrzyliśmy się w ślizgacz dla Alicji, ponieważ jej stary to już „przeżytek” – tak stwierdziła. W sumie miała rację, ponieważ był kupiony 3 lat temu – córka przez ten czas urósła i zmieniły się jej potrzeby. Chociaż pamiętam, jak ja z przyjaciółmi zjeżdżaliśmy z górki na „byle czym”. No, ale cóż. Odpowiedni sprzęt to przecież podstawa:) Zdecydowałyśmy się więc na ślizgacz.
Obecnie na rynku jest dużo rodzajów lekkich sanek wykonanych z plastiku. Różnią się między sobą wielkością i systemami sterowania. Najmniej skomplikowane modele wyposażone są w boczne dźwignie hamulcowe, które pomagają zatrzymać się dziecku po zjeździe z górki. Bardziej zaawansowane mają kierownice i skrętne płozy, bardzo często też hamulce wzmacniane elementami stalowymi (są trwalsze i pomagają w hamowaniu nawet na lodzie). Takie ślizgacze umożliwiają zjazdy slalomowe i zręcznościowe. Ala oczywiście zdecydowała się na pojazd z dodatkowymi opcjami – te najprostsze nawet nie były brane pod uwagę. Czemu wcale się nie dziwię. Ślizgacz, który córka wybrała jest wykonany z grubego plastiku odpornego na skręcanie i niskie temperatury – nie popęka na mrozie i jest odporny na przetarcia. Ma także atest bezpieczeństwa.
Zaopatrzeni w odpowiedni sprzęt teraz możemy wybrać się w końcu na górkę.
Edyta