Przyszła pora na wertykulator - trochę tajemnicze urządzenie, które często mylone jest z aeratorem. Owszem, oba są do siebie bardzo podobne, działają na podobnej zasadzie, ale służą do czego innego i wykorzystuje się je w różnym czasie.
Wertykulator służy do nacinania darni, by trawa lepiej się krzewiła, ale przede wszystkim do niszczenia grubej warstwy filcu powstałej z niezgrabionych resztek skoszonej trawy i innych odpadków organicznych. Zamiast drucików (jak w aeratorze) ma walec z nożowymi ostrzami, które na głębokość kilku centymetrów nacinają darń, tworząc rowki. Wertykulacja jest zabiegiem dość inwazyjnym, dlatego wykonuję się ją raz w roku, wczesną wiosną, zanim trawa na dobre rozpocznie wegetację (aeratora można używać także latem i jesienią, zawsze po koszeniu). Trawnik po takim zabiegu wygląda dosyć żałośnie, jednak szybko zaczyna się regenerować i zagęszczać. Ot, i cała filozofia.
Według mnie najważniejszym parametrem decydującym o przydatności wertykulatora jest moc silnika. Jest ona istotniejsza nawet niż szerokość robocza, waga itp. Jeśli wertykulator będzie miał za małą moc, przy ustawieniu na głębokie cięcie silnik będzie się zatrzymywał albo ostrza będą działały jak napęd i zamiast nacinać, będą się tylko odpychały od podłoża. Warto wybrać wertykulator z koszem na wyrwane z ziemi resztki. Grabienie po wertykulacji, która też jest przecież rodzajem grabienia, to już przesada.
Czy opłaca się mieć i aerator, i drogi wertykulator? Tak, ale tylko wówczas, jeśli mamy naprawdę duży trawnik o powierzchni co najmniej 2 tys. m². Do mniejszych powierzchni idealne będzie urządzenie typu „dwa w jednym”. W rozsądnej cenie możemy kupić maszynę, w którym zmiana z funkcji napowietrzania na nacinanie polega jedynie na wymianie wałka. Ale uwaga – w takim przypadku należy wybrać model z jak najmocniejszym silnikiem. Nie musi być spalinowy, może być elektryczny, byle by miał moc co najmniej 1,5 kw. Wertykulator z mniejszym silnikiem będzie tylko mechanicznymi grabiami, niczym więcej.
Marek