Święta Wszystkich Świętych mają w Polsce wiele wymiarów. Oprócz obowiązkowych wizyt na cmentarzach, jest to również okazja do spotkań w większym gronie, często jedyna w roku. Odwiedzamy swoje rodzinne strony nie tylko, by na chwilę zanurzyć się w przeszłości naszych przodków, ale też spotkać rodziców, braci i siostry. Wiele domów staje się w tym czasie miejscem rodzinnych herbatek, obiadów czy podwieczorków.
Mój rodzinny dom pozostał jedynym miejscem, które w ten jedyny dzień w roku „przygarnia” moje cioteczne siostry wraz z rodzinami. Moi rodzice – jako już jedyni seniorzy rodu – przygotowują się na ten dzień nie tylko od strony kulinarnej. Ponieważ dom jest używany sporadycznie i właściwie tylko w sezonie letnim, trzeba odpowiednio wcześniej zrobić porządki, rozstawić stół, zorganizować odpowiednią liczbę krzeseł, wyczyścić zastawę. W tym roku pomyślałam, że może to być również doskonała okazja do wprowadzenia paru zmian w aranżacji przynajmniej jednego z pokojów. Wybór padł na pokój „telewizyjny”, od dawna uznawany za niewygodny, niefunkcjonalny i mało atrakcyjny. Okazało się, że nawet niewielkim kosztem można odświeżyć wnętrze, tak aby z prawdziwą przyjemnością móc w nim wypić kawę, i to nie tylko w to jedno popołudnie.
Nowe życie starej komody
Od wielu lat nie kupowaliśmy do mojego rodzinnego domu żadnych nowych mebli, kierując się przekonaniem, że w dom użytkowany jedynie latem, i to z roku na rok coraz rzadziej, nie warto inwestować. Impulsem do zmiany, jak się okazało błędnego myślenia, było potrzeba pozbycia się starej komody z mojego domu „miejskiego”, gdzie jak na naszą niewielką sypialnię, była zbyt masywnym sprzętem ograniczającym przestrzeń i mało funkcjonalnym. Pomyślałam wtedy, że właściwie, czemu by nie spróbować znaleźć dla niej nowego miejsca w moim starym rodzinnym domu. I tak rozpoczął się stopniowy proces metamorfozy jednego z pokojów w domu rodziców, który przypieczętowałam w ostatni weekend. W pierwszej kolejności ustawiłam komodę frontem do wejścia do pokoju, tak aby miała wokół siebie sporo luzu, a wchodzący do pokoju kierowali ku niej swój wzrok. Pomyślałam, że motywem przyciągającym mogą być rodzinne fotografie wiszące zarówno na ścianie nad komodą, jak i ustawione na jej blacie. Aranżację z fotografii można uzupełnić jakimś efektownym przedmiotem, np. elementami porcelanowej zastawy. Do starej lampy podłogowej z toczonych tralek zamontowałam abażur z lampy stojącej w nieużywanym pokoju, obok ustawiłam wiklinowy fotel do tej pory zawalający miejsce w holu – i tak powstała przyciągająca uwagę nastrojowa aranżacja kącika z moją starą znienawidzoną komodą.
Kącik telewizyjny w nowej odsłonie
Telewizor, rzadko oglądany, ale rodzicom niezbędny, do tej pory stał na ciężkiej dębowej szafce, obładowanej dodatkowo wazonikami i serwetkami różnej maści. Pomyślałam, że kącik telewizyjny można, by nieco odciążyć. Jeden rzut oka na strych i wydobyłam z niego stary artdecowski stolik – wystarczyło odświeżenie go sprayem do drewnianych mebli, przykręcenie gałek do szuflad i tak żadnym, praktycznie kosztem zyskaliśmy nowy wystrój kolejnego kącika.
W starej aranżacji na przeciwko telewizora stała ława z fotelami – meble były zniszczone. Na razie postanowiłam je zostawić w pokoju, przesuwając je jedynie ze środka pod ścianę naprzeciwko szafki z telewizorem. Stare mocno zniszczone tapicerowane fotele nagle zaczęły razić, dlatego przykryłam je… uszytymi z grubej tkaniny zasłonami kupionymi za jakieś grosze w ciucholandzie – w zestawie był lambrekin, wymiarowo idealny jako przykrycie do ławy, nie mam jednak pewności, czy całość nie wygląda zbyt ciężko. Po przykryciu foteli stwierdziłam, że konieczna jest zmiana wystroju podłogi. Zwinęłam stary, ciemny, pamiętający czasy mojej podstawówki dywan, a w jego miejsce rozłożyłam dość prosty wełniany kilim kupiony jakieś pół roku temu na wyprzedaży w sieciowym sklepie meblowym. Odkrycie większej płaszczyzny podłogi sprawiło, że pokój nagle zrobił znacznie większy i bardziej przestronny.
Ponadstuletni bohater pokoju
Po wstępnym przemeblowaniu środkowa część pokoju pod oknem pozostała pusta. Wtedy przypomniałam sobie o swoim nabytku wakacyjnym. W ramach mojego nałogu – szperactwa na targach staroci i internetowych aukcjach – nabyłam okazyjnie ponadstuletni stół z krzesłami pochodzący z XIX-wiecznego dworu gdzieś w świętokrzyskiem. Zachwyciła mnie szczególnie unikatowa forma krzeseł z oparciami wyrzeźbionymi finezyjnymi ornamentami i lekko wygiętymi nóżkami, jakby szykującymi się do biegu. Okazało się jednak, że zestaw był zbyt ciemny do mojego domu, a na zmianę koloru jak do tej pory nie miałam ani czasu, ani dobrego pomysłu. Nie mając u siebie miejsca na jego przechowywanie, zwiozłam go do garażu rodziców, aby tu w spokoju poczekał na swój czas. Dlaczego teraz, kiedy w wyniku przemeblowania w starym „telewizyjnym”nagle zrobiło się miejsce, nie miałby cieszyć naszych oczu w domu, zamiast smutno czekać na moje natchnienie w garażu? Po ustawieniu stołu bezpośrednio pod oknem, okazało, że drewno oświetlone światłem dziennym wcale nie jest takie ciemne, jak początkowo myślałam. Być może starym dworskim sprzętom brakowało właśnie delikatnych jesiennych promieni słonecznych, aby na nowo zajaśniały blaskiem? W ten sposób przed nadchodzącymi świętami wygospodarowałam w domu rodziców dodatkowe miejsce na kameralne spotkania w mniejszych grupkach rodzinnych. Jeszcze tylko bukiet jesiennych kwiatów przeniesionych z ogrodu, dla uzyskania efektu lekkości wstawionych koniecznie do przezroczystego dzbanka, parę prób z obrusami i serwetkami, różne warianty ustawień porcelanowych filiżanek i… pokój gotowy na przyjęcie gości!
Hania