Dla mnie symbolicznym zakończeniem wiosennych porządków na rabatach, czyli ostatnim etapem prac przed pełnią sezonu jest ściółkowanie ziemi wokół roślin.
Wiem, praca w ogrodzie nigdy się nie kończy, ale poszczególne etapy mają już swoje finały. Tak jak zakończeniem remontu wnętrza jest rozwinięcie dywanów na podłodze, tak w ogrodzie po posprzątaniu jest nim rozłożenie ściółki.
Odkąd jestem szczęśliwym posiadaczem rozdrabniacza do gałęzi, co roku wiosną sam przygotowuję ściółkę z pędów przycinanych wiosną krzewów. Żadna, nawet najlepsza sklepowa kora sosnowa, węgiel, torf czy zrębki nie umywają się do ściółki własnoręcznie zrobionej z pociętych na drobne kawałeczki gałęzi derenia białego (najładniejsza, biało-czerwona), derenia rozłogowego (jasnozielona), robinii (zielono-szara) czy berberysu (szaro-żółta). Nie dość, że tak ściółka ładnie wygląda, to jeszcze nie zakwasza gleby i wytrzymuje kilka sezonów. I nie kosztuje 9 zł za worek. Co roku pozyskuję do 10 koszy (po ok. 30 l), co wystarcza na przykrycie kilku rabat. Gdzieniegdzie w ogrodzie znajduję jeszcze resztki ściółki sprzed trzech-czterech lat. Nie jest już tak ładna, jak na początku, ale spełnia swoją funkcję.
Co ściółkuję? Każdy skrawek wolnej przestrzeni na rabacie, jeśli wiem, że w tym miejscu niczego nie posiałem oraz glebę wokół roślin świeżo posadzonych. Na rabatach wysypuję niezbyt grubą, 3-centymetrową warstwę. Grubszą, 5-7-centymetrową rozkładam pod rośliny płytko się korzeniące, czyli m.in. różaneczniki, magnolie i forsycje. Im większa i starsza roślina, tym grubsza może być warstwa. Nie żałują materiału, bo wiem, że ściółka poprawia jakość gleby i dobrze wpływa na wzrost roślin. Poza tym chroni glebę przed przegrzaniem, wysuszeniem przez wiatr i wymywaniem przez obfite opady, zatrzymuje wilgoć w podłożu i ogranicza rozrost chwastów. Pod ściółką mniejsze są wahania temperatury, ziemia płycej zamarza, szybciej tworzy się próchnica. Same zalety.
Marek