W ramach wolnego weekendu pojechałam za miasto. Miałyśmy z koleżanką poleniuchować korzystając z pięknej słonecznej pogody. Niestety, jej mąż wymagał naszego wsparcia, bo właśnie tego dnia postanowił odnowić ogrodzenie z siatki.
Działka moich znajomych ogrodzona jest siatką. Zamontowana była dość dawno, odnawiana i malowana kilka lat temu (chyba jak znajomi zostali właścicielami działki), więc jej stan pozostawiał wiele do życzenia – w bardzo wielu miejscach była zardzewiała. Niby Jarek nie chciał naszej pomocy, ale sam raczej szybko by sobie nie poradził.
Zaczęliśmy od usunięcia rdzy. Ja i Gośka wykonywałyśmy tę pracę za pomocą papieru ściernego i szczotki drucianej, Jarek natomiast używał szlifierki. Na rynku są również odrdzewiacze w płynie, które powodują, że rdza zamienia się w czarną powłokę nadającą się do malowania. Jednak my takiego nie mieliśmy, a do sklepu nie chciało się nikomu jechać. Tak więc wykorzystywaliśmy to, co było. Powiem szczerze, że trochę czasu nam to zajęło, ale dzielnie usuwaliśmy rdzę.
Gdy już zniknęło ostatnie jej ognisko, Jarek benzyną odtłuścił siatkę. Odczekał aż wyschnie i wręczył nam pędzle (przygotowany był:)) – chociaż lepiej jakby zakupił wałki do malowania siatki, które dzięki specjalnym nacięciom pozwalają na dokładne pokrycie farbą większych powierzchni ogrodzenia i jednocześnie na mniejsze zużycie preparatu. Zbuntowałyśmy się jednak i przekonałyśmy go, żeby pracę odłożyć na następny dzień, a teraz udać się na zasłużony odpoczynek. A rano? Po śniadaniu, z nowymi siłami zabraliśmy się za malowanie. W trójkę dość szybko pokryliśmy siatkę farbą podkładową (chroni przed korozją) oraz wykończeniową, a przez resztę dnia podziwialiśmy nasze wspólne dzieło:)
Asia