O czym tu pisać? A można, bo na rynku znajdziemy wiele różnych konstrukcji, a każda, jak to zazwyczaj bywa, ma zalety i wady. Okazji do wyrzucenia pieniędzy w błoto jest sporo.
Przy kupnie zraszacza często kierujemy się wielkością powierzchni, jaką może podlać. I tu wpadamy w pułapkę wydajności. Pamiętajmy, że im większy obszar podlewa zraszacz, tym wolniej, czyli mniej skutecznie to robi. Coś za coś. Ilość wody wylewanej na trawnik zawsze równa się ilości wody w kranie. Nie wielkość więc się liczy, tylko skuteczność. W dalszej kolejności jest trwałość, choć przy najtańszych urządzeniach traci ona znaczenie.
Możemy wybierać spośród zraszaczy wahadłowych, bijakowych (pulsacyjnych), obrotowych, wielodyszowych lub prostych, dookolnych. Są zraszacze stojące i wbijane w ziemię, plastikowe i metalowe (coraz rzadsze). Który wybrać?
Zraszacze wahadłowe (całe plastikowe lub z aluminiowymi dyszami) są bardzo lubiane przez dzieci, bo robią efektowne fontanny. Poza tym ich przydatność do podlewania jest wątpliwa – zamiast poziomego strumienia niepotrzebnie tryskają do góry. Podlewają ładnie i cicho, ale mało wydajnie.
Zraszacze bijakowe (pulsacyjne) weszły do ogrodów wprost z plantacji i pól golfowych. Podlewają skutecznie duży obszar poziomym, rozproszonym strumieniem, ale są skomplikowane w regulacji i strasznie hałasują. Cóż, taka ich uroda. Niskie ciśnienie wody powoduje, że praktycznie przestają działać. Jako jedne z nielicznych występują jednak w solidnej wersji metalowej.
Wydaje się, że najwięcej zalet mają zraszacze najprostsze, dookolne. Brak ruchomych części i fikuśnych dysz, powodują, że kamień z twardej wody nie ma co zniszczyć. Dobrze rozbijają krople wody i rozpylają ją nisko nad ziemią (do 1 m). Ma to tę zaletę, że wysokie rośliny na rabatach czy wolno stojące na trawniku nie są polewane po liściach. Takie zraszacze mają wprawdzie ograniczony zasięg (ok. 6 m średnicy przy dobrym ciśnieniu), ale dzięki temu nawadniają obszar skutecznie. Nie hałasują jak zraszacze bijakowe i działają nawet przy bardzo niskim ciśnieniu.
Marek
Hahhaha ale spec to pisał „Poza tym ich przydatność do podlewania jest wątpliwa – zamiast poziomego strumienia niepotrzebnie tryskają do góry.” Tryskaja w gore by podlac w danym momencie obszar w linii zraszacza. Dalej nie przeczytałem skoro ktos twierdzi, że przydatność jest watpliwa. Po za tym we wstepie autor wpadl w polapke myslowa. Zasieg = rzadsze przestawianie czyli mniejszy problem. Po Mrowce spodziwalem sie wiekszego profesjonalizmu….