Bluszcz pospolity, winobluszcz pięciolistkowy, winobluszcz trójklapowy oraz zaroślowy – ich obecność na naszej posesji może przysporzyć zarówno zachwytów, jak i zmartwień. Na naszej posesji doznajemy ich regularnie co rok, mimo iż od paru lat mój tata systematycznie toczy z nimi walkę.
Ściany pokryte winobluszczem od zawsze budziły wiele emocji – niektórzy mijając zarośnięte domy czy tarasy zachwycają się niezwykłą estetyką tej nieposkromionej rośliny, czyniącej budowlę niezwykle tajemniczą, klimatyczną i sprawiając, że staje się ona oazą spokoju i wyspą zieleni nawet gdy stoi w środku miasta. Inni nie ukrywają swojej pogardy, uważając pnący się po ścianach bluszcz za oznakę zaniedbania posesji i wskazują na liczne zniszczenia, które przynosi i kłopoty związane z jego pozbyciem się. Takie skrajne postawy, odkąd pamiętam, obecne były również w mojej rodzinie – odkąd z jednej niepozornej sadzonki szlachetnego trójklapowca niespodziewanie wyrosło kilka innych gatunków winobluszczy stopniowo obrastając wszystkie ściany garażu, a następnie domu. Sukcesywnie wycinane, odrastały w szybkim tempie, tworząc z jednej strony klimatyczne baldachimy wokół ścian, z drugiej zacieniając wnętrza domu i niszcząc okna. Stopniowo winobluszcze rozpełzły się również po ogrodzie, zaczęły wspinać się po drzewach i ogrodzeniu, tocząc przy tym walkę z o palmę pierwszeństwa z innym naszym pnączem, bluszczem pospolitym.
Ja mogę ocenić efekty ekspansji bluszczu z perspektywy mojego pokoju. Co roku wiosną mam okazję obserwować początkowo nieśmiało zaglądające do okna pędy z urokliwymi listkami, aż tu niespodziewanie, mniej więcej w środku lata spostrzegam nagle, że całe okno spowite zostaje zieloną burzą splątanych pędów i liści, skutecznie blokując dopływ światła. Wtedy pojawia się dylemat – rozprawić się z intruzem już teraz, czy korzystając z naturalnego zacienienia pozostawić je do końca lata. Zwykle jednak natura sama znajduje rozwiązanie. Wystarczy jedna burza, by całe to kłębowisko zwaliło się na ziemię lub czasami piętro niżej, zacieniając z kolei okno salonu…
Co nas zachwyca w zarośniętych murach?
O zaletach posiadania domu pokrytego winobluszczem na pewno wypowiadać się mogą wielbiciele naturalnych aranżacji ogrodowych, które wyglądają jakby nie wymagały od właścicieli wysiłku. Niewątpliwie, zarośnięta ściana czyni ogród bardziej klimatycznym. Duże przestrzenie pokryte winobluszczem zacieniają ogród i powodują, że wydaje się on miejscem bardziej prywatnym. Jest to duża zaleta dla tych, którzy mieszkając w mieście tęsknią za zieloną oazą spokoju. Za pomocą pnącej się rośliny, możemy uzyskać wrażenie, że nasz ogród odcina się od ulicy i od sąsiadów, że jesteśmy bezpiecznie oddaleni od miejskiego zgiełku. Pokrywając ściany, garaż czy taras, winobluszcz będzie ciekawą ozdobą o każdej porze roku – jesienią przebarwi się na piękny odcień czerwieni, latem zachwyci kojącą zielenią, a zimą będzie podpórką dla zatrzymującego się śniegu. Ponadto, szczelna warstwa liści pokrywająca ściany ogranicza parowanie ciepła w czasie zimy i nie pozwala na nadmierne nagrzanie się ocienionego budynku latem.
Zniszczenia i niebezpieczeństwa
Gdy spytamy właścicieli obrośniętych domów o uprawę winobluszczu, na pewno nie usłyszymy o samych superlatywach. Posiadanie winobluszczu wiąże się z masą utrudnień i zniszczeń. A więc zanim zdecydujemy się na uprawę tej rośliny we własnym ogrodzie, powinniśmy zapoznać się z potencjalnymi zagrożeniami, z którymi wiąże się jej uprawa. Oto kilka z nich:
Nadmierne zacienienie. Cień może być zarówno zaletą, jak i wadą. Gdy słońce nie dociera do naszego wnętrza, staje się ono ponure i często wiąże się z koniecznością korzystania z dodatkowego oświetlenia, nawet w ciągu dnia. Rośliny z rodziny bluszczowatych rosną w szybkim tempie i w dowolnie wybranym przez siebie kierunku, nie raz powodując, że nasze okna oprócz malowniczej zielonej otoczki, zostaną całkowicie przysłonięte rozrośniętymi pnączami. Światło ma wtedy utrudniony dostęp, a o widoku z okna możemy pomarzyć. Dodatkowo, jak każda roślinność, winobluszcz jest lubiany przez rozmaite owady, dlatego gdy sąsiaduje on z naszymi oknami, warto zainstalować w nich ochronne siatki, aby pająki i komary nie przenosiły się do naszego pokoju.
Zniszczone listwy, tynk i okna. Warto wspomnieć o tym, że raz decydując się na uprawę winobluszczu na naszej ścianie, tak szybko się go nie pozbędziemy. Przyczepia się on do ściany za pomocą charakterystycznych przylg, które przyczepiają się do powierzchni jak ssawki – niełatwo potem je usunąć, zazwyczaj pozostawiają trwałe ślady. Poza tym, może on uszkadzać tynk, okna, podbitkę okapu itp. U nas na trwałe uszkodził on ramy okien.
Trujące owoce. Informacją, o której absolutnie trzeba pamiętać, to niebezpieczeństwo związane z gatunkiem bluszcz pospolity (hederia helix). Zawiera on między innymi saponiny. Trujące są prawie wszystkie jego części, jednak najczęściej do zatrucia dochodzi po zjedzeniu owoców. Szczególnie niebezpieczny okres to kwiecień i maj – czas, gdy jagody są najbardziej dojrzałe i widoczne. Należy pamiętać o tym, gdy w domu mamy dzieci albo zwierzaki. Co ciekawe – już w średniowieczu celowo sadzono ten gatunek w celach obronnych wzdłuż murów obronnych oraz wewnętrznych ścian dziedzińców.
W swoim ogrodzie mamy wszystkie bluszcze!
Winobluszcz pięciolistkowy jest samoczepnym pnączem, wspina się on bez pomocy po ścianach budynków, murach, a nawet pniach drzew. Wytwarza przylgi na końcach wąsów, które umożliwiają mu przyczepienie się do powierzchni. Jest on silnym i szybko rosnącym pnączem (ok. 1-2 m rocznie) i potrafi osiągać wysokość nawet 10-20 m. Jesienią liście zmieniają się w szkarłatnoczerwone. Ma małe granatowe owoce. Gatunek ten ma przeciętne wymagania glebowe. Lubi miejsca słoneczne lub półcieniste, jest odpowiednim gatunkiem do uprawy w miastach, gdyż nie przeszkadza mu nawet zanieczyszczone powietrze. Ze względu na jego przyczepność jest pnączem najczęściej wybieranym do obsadzania budynków, ale cieszy się też powodzeniem na tarasach, pergolach czy altanach. Winobluszcz trójklapowy również na końcach wąsów wytwarza przylgi, więc tak jak poprzednio omawiany gatunek wspina się bez pomocy podpór.
Liście winobluszczu trójklapowego mają różną wielkość i kształt, młodsze są 3-klapowe, zielone i błyszczące. Kwiaty wyrastają z krótkopędów, pojawiają się na przełomie czerwca i lipca i tworzą wiechowate, żółto-zielone miododajne kwiatostany. Granatowe owoce pojawiają się około września i października, po czym utrzymują się przez całą zimę. Warto pamiętać, że stanowią przysmak ptaków, więc decydując się na uprawę tego gatunku musimy liczyć się z ich obecnością w naszym ogrodzie. Tak jak poprzednik jesienią liście zmieniają kolor na jaskrawe odcienie czerwieni i pomarańczy. Winobluszcz trójklapowy najlepiej czuje się na stanowiskach ciepłych i osłoniętych od wiatrów, ponieważ podczas surowych zim może przemarznąć.
Ze względu na kształt, często mylony z winobluszczem pięciolistkowym jest kolejna odmiana – winobluszcz zaroślowy. Bardzo podobny na pierwszy rzut oka gatunek różni się przede wszystkim brakiem przylg. W związku z czym zalecany jest bardziej do sadzenia przy konstrukcjach ażurowych, np. siatkach, niż przy murach.
Inną funkcję w naszym ogrodzie będzie pełnił bluszcz pospolity. Nie należy go mylić z winobluszczem, ma on znacznie mniejsze liście, o bardziej przygaszonym odcieniu zielonego. Bluszcz pospolity jest długowiecznym pnączem krajowym, które nadaje się również do zajmowania większych powierzchni pod drzewami. Tworzy kobierce o wysokości 20-30 cm. Pędy dorastają do długości maksimum 30 m, ale można je ciąć – wtedy rozkrzewiają się. Nie traci liści, jest zielony nawet zimą, jednak w surowe zimy bluszcz może przemarzać, dlatego powinno się go sadzić w miejscach osłoniętych. Przyjmuje się trudno, trwa to ok. rok, natomiast później szybko rośnie. Można go sadzić w każdej glebie, dostatecznie żyznej i wilgotnej, dobrze czuje się w cieniu.
Kasia