Magnolia to czyste emocje, szaleństwo pożądania, przyspieszone bicie serca, często połączone ze ślepotą i głuchotą (na inne rośliny). Ale to trochę wakacyjne uczucie, bo trwa krótko - kilkanaście dni na przełomie kwietnia i maja. Przez resztę roku magnolia nie wzbudza zainteresowania, no chyba że nieoczekiwanie zakwitnie pod koniec lata. A potem przychodzi wiosna i wszystko zaczyna się od początku.
Nie ma brzydkich magnolii, są tylko mniej lub bardziej zniewalające, olśniewające i zaczarowane. Moją ulubioną jest jasnoróżowa magnolia 'Alexandrina’ (Magnolia x soulangeana) albo gwiaździsta (M. stellata) 'Rosea’, albo ta 'Betty’ z ogromnymi kwiatami, ale tak naprawdę każda, którą widziałem jako ostatnią. Nieważne, biała, różowa czy żółta.
Znany hodowca zdradził mi kiedyś tajemnicę uprawy magnolii. „Otóż, proszę pana, najważniejsze jest jej umiejętne posadzenie we właściwym miejscu. Reszta jest nieistotna”. Zaraz, zaraz, pamiętam, że prawie identyczna radę dostałem od specjalisty od różaneczników. Ta niezbyt odkrywcza, ale jakże uniwersalna prawda w przypadku magnolii sprawdza się idealnie, bo ich uprawa jest dziecinnie łatwa.
Co więc powinniśmy zrobić, jeśli jesteśmy po uszy zakochani w magnolii? Należy przygotować dla niej w ogrodzie miejsce zaciszne, ciepłe, w pełnym słońcu i oczywiście wyeksponowane. Gleba powinna być lekko kwaśna (pH 5,5-6,0), żyzna i przepuszczalna, ani za sucha, ani za mokra. Reszta jest mniej istotna, choć o podlewaniu i ściółkowaniu gleby wokół pnia warto pamiętać, bo magnolia płytko się korzeni.
Marek