Jest, już się pojawił, a nawet kilka. Widać je z okna. Wiem, że jest wiosna. Ale dlatego, że wcześniej, dosłownie o włos (dzień lub dwa) wyprzedziła je kalina wonna. U mnie w ogrodzie to ona ostatnio zwiastuje koniec zimy. Gonią ją szafirki i właśnie krokusy.
Żałuję, ale nie mam zbyt wielu roślin cebulowych, a szerzej, geofitów na działce. Stale obecne są krokusy (Crocus L.), konwalie (ostatnio nieźle się rozrosły), kosaćce (kłączowe i cebulowe), czosnek olbrzymi, szafirki i liliowce. Niewiele. Muszę się jednak usprawiedliwić. Żeby uprawiać rośliny cebulowe, trzeba mieć piwnicę albo ogrodową piwniczkę do przechowywania bulw i cebul. Nieogrzewany garaż się nie sprawdzi – próbowałem kilkukrotnie, zawsze z tym samym skutkiem. Wszystko robiłem, jak opisują poradniki, ale mróz i tak je niszczył.
Zniechęcony od tego czasu wszystkie geofity traktuję jak rośliny wieloletnie i mrozoodporne, czyli pozostawiam je w gruncie, licząc, że będzie lekka zima. Nie wróży to sukcesów w uprawie wrażliwych pacioreczników, hiacyntów czy mieczyków. Cóż, trudno. Te pozostają dla mnie roślinami jednorocznymi lub doniczkowymi. Lepsze takie rozwiązanie niż żadne.
Z krokusami tego problemu nie mam, bo kwitną niezawodnie niezależnie jak ostra i długa była zima. Bulwek krokusów nie wykopuję, choć zaleca się ich przenoszenie w inne miejsce, gdy się zanadto rozrosną. Na razie nie muszę. Poza tym łatwizna – odchwaszczanie i trochę nawozu organicznego po kwitnieniu. Znakiem, że krokusy są niedożywione, jest drobnienie kwiatów.
Marek